Piotr Siciarski
2017-02-06 10:55:51 UTC
http://www.rp.pl/Opinie/302059944-Jan-Czekaj-Podsumujmy-rok-dobrej-zmiany.html#ap-1
W ubiegłym roku, po raz pierwszy od naszego wejścia do Unii, różnica
pomiędzy wielkością PKB na mieszkańca UE i Polski praktycznie się nie
zmniejszyła.
Rządząca obecnie koalicja szła do wyborów z hasłem „Polska w ruinie",
stanowiącym syntetyczną ocenę stanu polskiej gospodarki po ćwierćwieczu
przemian. Z kolei hasło „dobra zmiana" stanowiło zapowiedź pozytywnych
zmian ekonomicznych i społecznych, które miały prowadzić do radykalnej
poprawy sytuacji gospodarczej Polski oraz poziomu życia obywateli.
Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie najważniejszy wskaźnik
zawierający syntetyczną ocenę stanu gospodarki, a mianowicie dane o
wzroście PKB w roku 2016, a więc pierwszym roku, w którym pełnię władzy
sprawowało Prawo i Sprawiedliwość. Mając to na uwadze, można zatem
stwierdzić, że zarówno osiągnięcia polskiej gospodarki w minionym roku, jak
i jej niepowodzenia trzeba w całości przypisać rządzącej obecnie ekipie,
która, jak żadna inna dotąd, sprawuje samodzielną i niepodzielną władzę.
Ponieważ rządząca ekipa zapowiadała przeprowadzenie radykalnych zmian w
gospodarce, mających na celu zdecydowaną poprawę sytuacji gospodarczej,
warto się zastanowić, czy w minionym roku w polskiej gospodarce zaszły
takie zmiany, które pozwalałyby stwierdzić, że program rządu jest
skutecznie realizowany i przynosi oczekiwane rezultaty.
Diagnoza Morawieckiego
Formułowane w kampanii wyborczej hasła wyborcze zostały skonkretyzowane w
tzw. planie Morawieckiego („Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" oraz
„Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju"), w którym nie tylko
przedstawiono diagnozę stanu polskiej gospodarki u progu 2016 roku (Polska
w ruinie), ale także zarysowano kierunki planowanych przemian w polityce
gospodarczej i mechanizmach funkcjonowania gospodarki (dobra zmiana). W
diagnozie stanu polskiej gospodarki pod koniec 2015 roku wskazano wiele
negatywnych jej cech, z których najważniejsze to:
– pułapka średniego dochodu,
– nadmierne uzależnienie od kapitału zagranicznego,
– niski udział inwestycji w PKB,
– zbyt wysoki dług publiczny.
Wskazując na te negatywne cechy polskiej gospodarki, autorzy równocześnie
podjęli się ambitnego zadania zmiany tego niezwykle niekorzystnego, ich
zdaniem, stanu rzeczy. Można zatem dziś postawić pytanie, jakimi
osiągnięciami może pochwalić się rząd PiS po pierwszym pełnym roku rządów.
Oczywiście dla szczegółowej oceny polskiej gospodarki w roku 2016
należałoby przeanalizować wiele innych wskaźników, ale wydaje się, że wyżej
wymienione kwestie dobrze charakteryzują zarówno ocenę stanu gospodarki
przez obecnie rządzących w momencie przejmowania władzy, jak i
najważniejsze skutki strategii gospodarczej rządu, którą, jak należy sądzić
(teczki pełne ustaw), zaczęto wdrażać niemal natychmiast po zdobyciu
władzy.
Tkwimy głębiej w pułapce
„Pułapka średniego dochodu" nie była wprawdzie hasłem wyborczym PiS ze
względu na niemedialny charakter (hasło „Polska w ruinie" znacznie lepiej
przemawia do wyobraźni przeciętnego obywatela), ale znalazła się na
pierwszym miejscu wśród negatywnych cech polskiej gospodarki wymienionych w
planie Morawieckiego.
Wyrwanie się z pułapki średniego dochodu możliwe jest tylko w jeden sposób:
poprzez wysoką dynamikę wzrostu gospodarczego, którego odzwierciedleniem
jest tempo wzrostu PKB. Wprawdzie w planie Morawieckiego nie mówi się
wprost, jakie tempo wzrostu PKB pozwoli wyrwać Polskę z pułapki średniego
dochodu, ale można sądzić, że powinno być wyższe niż 3,8 proc., gdyż takie
tempo wzrostu w trakcie dziesięciu lat poprzedzających dobrą zmianę nie
pozwoliło, zdaniem rządzących, wyrwać Polski z tej pułapki.
Jak wiadomo, PKB w ubiegłym roku wzrósł o 2,8 proc., czyli o 1 punkt
procentowy mniej niż średnia z ostatnich dziesięciu lat. Pierwszy rok
rządów PiS trudno zatem uznać za okres, w którym odnotowano szczególne
sukcesy w podnoszeniu Polski i Polaków na wyższy pułap dochodów.
Oceniając tempo wzrostu PKB w ostatnim roku, warto także pamiętać, że
ostatnie dziesięć lat przed dobrą zmianą były okresem niekorzystnych
zewnętrznych uwarunkowań wzrostu polskiej gospodarki. Tempo wzrostu PKB w
UE, naszego głównego partnera handlowego, wynosiło przeciętnie rocznie
około 1 proc. Gospodarka Polski rozwijała się zatem około czterech razy
szybciej niż średnio gospodarki pozostałych krajów UE. Dzięki temu różnica
pomiędzy średnim poziomem PKB na mieszkańca w UE i Polsce zmniejszyła się o
19 punktów procentowych, czyli o 1,9 punktu procentowego rocznie.
W ubiegłym roku średnie tempo wzrostu PKB w UE wyniosło około 2 proc.,
czyli różnica zmniejszyła się do 0,8 punktu procentowego. Oznacza to, że w
ubiegłym roku, po raz pierwszy od momentu przystąpienia do UE, różnica
pomiędzy wielkością PKB na mieszkańca UE i Polski praktycznie rzecz biorąc
nie zmniejszyła się. Czyżby absurdalne sugestie wicepremiera dotyczące
błędów w liczeniu PKB w roku 2014 i 2015 miały na celu obniżenie bazy dla
wzrostu PKB w roku 2016 i tym samym nieznaczną poprawę niezbyt korzystnego
obrazu osiągnięć PiS w zakresie wzrostu gospodarczego w tym roku?
Transfery płyną za granicę szerszą strugą
Drugim zasadniczym przedmiotem krytyki kierowanej przez PiS pod adresem
wcześniejszych rządów było nadmierne uzależnienie polskiej gospodarki od
kapitału zagranicznego. Wicepremier Morawiecki pisał w „Planie na rzecz
odpowiedzialnego rozwoju", że polska gospodarka ponosi olbrzymie koszty na
rzecz kapitału zagranicznego z tytułu transferu dywidend, udziału w zyskach
i odsetek od długu w wysokości około 95 mld zł rocznie. W bardziej żywym
języku przedwyborczej propagandy było to przejawem jawnej grabieży Polski,
odbywającej się za przyzwoleniem czy wręcz przy współudziale rządzącej
wcześniej ekipy.
Zobaczmy zatem, jak sytuacja w tym względzie zmieniła się w trakcie
ostatniego roku. Ponieważ brak jest jeszcze danych dotyczących bilansu
płatniczego za cały rok 2016, więc posłużymy się danymi za trzy pierwsze
kwartały, które mogą stanowić dobre przybliżenie danych za cały rok.
Międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto Polski (różnica między
zagranicznymi inwestycjami w Polsce a polskimi inwestycjami za granicą)
była ujemna i wynosiła na koniec 2015 roku 1 123 117 mln, natomiast na
koniec trzeciego kwartału roku 2016 wzrosła do 1 138 870 mln zł, czyli o 15
753 mln zł. Pogorszenie międzynarodowej pozycji inwestycyjnej netto kraju
trudno oczywiście zaliczyć do zjawisk pozytywnych, zwłaszcza jeżeli jednym
z najważniejszych priorytetów polityki gospodarczej miało być ograniczenie
uzależnienia gospodarki od kapitału zagranicznego.
Dane dotyczące bilansu płatniczego za trzy pierwsze kwartały roku 2016
pokazują nie tylko pogorszenie międzynarodowej pozycji inwestycyjnej, ale
także wzrost transferów na rzecz zagranicznych inwestorów. W trakcie trzech
pierwszych kwartałów roku 2015 kwota tych transferów wyniosła 44 464 mln
zł. W trakcie trzech pierwszych kwartałów ub. roku transfery te osiągnęły
52 877 mln zł, czyli wzrosły o 8 413 mln zł (a więc o 20 proc.).
Można zatem stwierdzić, że w trakcie pierwszego roku rządów PiS stopień
uzależnienia Polski od kapitału zagranicznego nie tylko nie zmniejszył się,
ale wzrósł, a konsekwencją tego jest wzrost transferów dla inwestorów
zagranicznych, nazywanych w kampanii wyborczej grabieżą narodu polskiego
przez międzynarodową finansjerę. Jak zatem nazwać to, co działo się w roku
2016?
Inwestycje się skurczyły
Kolejną negatywną cechą gospodarki polskiej, na którą szczególną uwagę
zwraca wicepremier Morawiecki, jest niski udział inwestycji w PKB.
Wicepremier słusznie uważa, że warunkiem przyspieszenia tempa wzrostu
polskiej gospodarki oraz jej modernizacji są inwestycje. Wychodząc z
założenia, że udział inwestycji w PKB jest zbyt niski, wicepremier
Morawiecki przyjął ambitne zadanie zwiększenia tego udziału do 25 proc. W
jakim stopniu osiągnięto ten ważny cel? Otóż, w roku 2016 udział inwestycji
w PKB wyniósł 18,5 proc., co w porównaniu z rokiem 2015, w którym udział
ten wynosił 20,1 proc., oznacza spadek o 1,6 punktu procentowego.
Można zatem stwierdzić, że polska gospodarka w pierwszym roku dobrej zmiany
nie tylko nie rozwijała się szybciej niż w okresie, w którym, zdaniem
obecnie rządzących, została doprowadzona do ruiny, ale również perspektywy
jej szybszego wzrostu w przyszłości, zwłaszcza wzrostu finansowanego
wewnętrznymi źródłami, nie są zbyt optymistyczne, jeżeli uwzględnimy, że
według dostępnych informacji i szacunków najbardziej aktywną grupą
inwestorów w ub. roku były firmy z kapitałem zagranicznym.
Rósł dług Skarbu Państwa
Nadmierne zadłużenie sektora finansów publicznych było kolejnym przedmiotem
krytyki poprzedników przez rządzącą obecnie koalicję. Jak zatem wyglądają
osiągnięcia obecnego rządu w tym zakresie? Ponieważ nie ma jeszcze pełnych
danych za rok 2016, toteż posłużymy się danymi za 11 miesięcy.
W trakcie pierwszych 11 miesięcy 2016 roku dług Skarbu Państwa zwiększył
się o 88 789,3 mln zł, czyli najwięcej w porównywalnym czasie w całym
okresie transformacji. Prawdopodobnie nieco mniej wzrosło zadłużenie
sektora finansów publicznych ze względu na oszczędności w samorządach,
niemniej w trakcie trzech pierwszych kwartałów ubiegłego roku zadłużenie
tego sektora wzrosło o 62 279,9 mln zł i zapewne do końca roku wzrośnie co
najmniej o dodatkowe 20 mld zł, zwłaszcza gdyby okazało się, że
przyspieszyły inwestycje samorządowe.
Budżet na ten rok ma zamknąć się deficytem sięgającym niemal 60 mld zł.
Trudno zatem oczekiwać, że rok 2017 będzie rokiem oddłużaniu państwa
polskiego. Wręcz przeciwnie, ze względu na wzrost wydatków socjalnych,
oczekiwany wzrost nakładów inwestycyjnych sektora publicznego, a także na
bardzo ambitne założenia w zakresie poprawy ściągalności podatków istnieje
ryzyko przekroczenia planowanego deficytu, co grozi przekroczeniem
konstytucyjnych relacji długu do PKB. Twierdzenie, że sytuacja sektora
finansów publicznych uległa w minionym roku poprawie, trudno byłoby uznać
za odpowiadające prawdzie.
Bezrobocie na szczęście zmalało
Aby nie być posądzonym o stronniczość, wskażę także to, co należy zaliczyć
do sukcesów obecnego rządu. Chodzi mianowicie o bezrobocie. Stopa
bezrobocia wyniosła na koniec 2016 roku 8,3 proc. i była najniższa w całym
okresie transformacji.
Aby jednak nie popaść w stan nadmiernego samozadowolenia, należy zwrócić
uwagę na niepokojące zjawiska, jakie pojawiły się na rynku pracy. Liczba
bezrobotnych zmniejszyła się w trakcie 2016 roku o 228 tys., równocześnie
liczba pracujących w gospodarce zwiększyła się o 350 proc. W tym samym
czasie liczba biernych zawodowo zwiększyła się o 93 tys. osób. Wynika z
tego, że liczba zatrudnionych obywateli polskich zwiększyła się w roku 2016
o około 135 tys. Pozostałe 215 tys. to imigranci, głównie z Ukrainy.
Te liczby kryją w sobie duże zagrożenie dla polskiej gospodarki na
najbliższą przyszłość. Od października tego roku obniżony zostanie wiek
emerytalny, co może oznaczać, że na emeryturę może przejść w tym roku dwa
razy więcej osób niż w roku poprzednim. Równocześnie istnieje
prawdopodobieństwo zniesienia wiz dla Ukraińców w całej UE, co może skłonić
znaczną część tych, którzy obecnie przebywają i pracują w Polsce, do
przeniesienia się do Niemiec czy innych krajów UE. Gdyby te dwa efekty
wystąpiły w tym i przyszłym roku z pełną siłą, to byłaby to katastrofa dla
polskiej gospodarki o trudnych do wyobrażenia skutkach. Przynajmniej w
połowie skutki te należałoby przypisać „dobrej zmianie".
Prof. dr hab. Jan Czekaj był w latach 2003–2010 członkiem Rady Polityki
Pieniężnej, obecnie wykłada na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie i w
Wyższej Szkole Ekonomii i Informatyki w Krakowie
-----------------
Pozdrawiam niestety
piotrs
---
Ta wiadomość została sprawdzona na obecność wirusów przez oprogramowanie antywirusowe Avast.
https://www.avast.com/antivirus
W ubiegłym roku, po raz pierwszy od naszego wejścia do Unii, różnica
pomiędzy wielkością PKB na mieszkańca UE i Polski praktycznie się nie
zmniejszyła.
Rządząca obecnie koalicja szła do wyborów z hasłem „Polska w ruinie",
stanowiącym syntetyczną ocenę stanu polskiej gospodarki po ćwierćwieczu
przemian. Z kolei hasło „dobra zmiana" stanowiło zapowiedź pozytywnych
zmian ekonomicznych i społecznych, które miały prowadzić do radykalnej
poprawy sytuacji gospodarczej Polski oraz poziomu życia obywateli.
Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie najważniejszy wskaźnik
zawierający syntetyczną ocenę stanu gospodarki, a mianowicie dane o
wzroście PKB w roku 2016, a więc pierwszym roku, w którym pełnię władzy
sprawowało Prawo i Sprawiedliwość. Mając to na uwadze, można zatem
stwierdzić, że zarówno osiągnięcia polskiej gospodarki w minionym roku, jak
i jej niepowodzenia trzeba w całości przypisać rządzącej obecnie ekipie,
która, jak żadna inna dotąd, sprawuje samodzielną i niepodzielną władzę.
Ponieważ rządząca ekipa zapowiadała przeprowadzenie radykalnych zmian w
gospodarce, mających na celu zdecydowaną poprawę sytuacji gospodarczej,
warto się zastanowić, czy w minionym roku w polskiej gospodarce zaszły
takie zmiany, które pozwalałyby stwierdzić, że program rządu jest
skutecznie realizowany i przynosi oczekiwane rezultaty.
Diagnoza Morawieckiego
Formułowane w kampanii wyborczej hasła wyborcze zostały skonkretyzowane w
tzw. planie Morawieckiego („Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" oraz
„Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju"), w którym nie tylko
przedstawiono diagnozę stanu polskiej gospodarki u progu 2016 roku (Polska
w ruinie), ale także zarysowano kierunki planowanych przemian w polityce
gospodarczej i mechanizmach funkcjonowania gospodarki (dobra zmiana). W
diagnozie stanu polskiej gospodarki pod koniec 2015 roku wskazano wiele
negatywnych jej cech, z których najważniejsze to:
– pułapka średniego dochodu,
– nadmierne uzależnienie od kapitału zagranicznego,
– niski udział inwestycji w PKB,
– zbyt wysoki dług publiczny.
Wskazując na te negatywne cechy polskiej gospodarki, autorzy równocześnie
podjęli się ambitnego zadania zmiany tego niezwykle niekorzystnego, ich
zdaniem, stanu rzeczy. Można zatem dziś postawić pytanie, jakimi
osiągnięciami może pochwalić się rząd PiS po pierwszym pełnym roku rządów.
Oczywiście dla szczegółowej oceny polskiej gospodarki w roku 2016
należałoby przeanalizować wiele innych wskaźników, ale wydaje się, że wyżej
wymienione kwestie dobrze charakteryzują zarówno ocenę stanu gospodarki
przez obecnie rządzących w momencie przejmowania władzy, jak i
najważniejsze skutki strategii gospodarczej rządu, którą, jak należy sądzić
(teczki pełne ustaw), zaczęto wdrażać niemal natychmiast po zdobyciu
władzy.
Tkwimy głębiej w pułapce
„Pułapka średniego dochodu" nie była wprawdzie hasłem wyborczym PiS ze
względu na niemedialny charakter (hasło „Polska w ruinie" znacznie lepiej
przemawia do wyobraźni przeciętnego obywatela), ale znalazła się na
pierwszym miejscu wśród negatywnych cech polskiej gospodarki wymienionych w
planie Morawieckiego.
Wyrwanie się z pułapki średniego dochodu możliwe jest tylko w jeden sposób:
poprzez wysoką dynamikę wzrostu gospodarczego, którego odzwierciedleniem
jest tempo wzrostu PKB. Wprawdzie w planie Morawieckiego nie mówi się
wprost, jakie tempo wzrostu PKB pozwoli wyrwać Polskę z pułapki średniego
dochodu, ale można sądzić, że powinno być wyższe niż 3,8 proc., gdyż takie
tempo wzrostu w trakcie dziesięciu lat poprzedzających dobrą zmianę nie
pozwoliło, zdaniem rządzących, wyrwać Polski z tej pułapki.
Jak wiadomo, PKB w ubiegłym roku wzrósł o 2,8 proc., czyli o 1 punkt
procentowy mniej niż średnia z ostatnich dziesięciu lat. Pierwszy rok
rządów PiS trudno zatem uznać za okres, w którym odnotowano szczególne
sukcesy w podnoszeniu Polski i Polaków na wyższy pułap dochodów.
Oceniając tempo wzrostu PKB w ostatnim roku, warto także pamiętać, że
ostatnie dziesięć lat przed dobrą zmianą były okresem niekorzystnych
zewnętrznych uwarunkowań wzrostu polskiej gospodarki. Tempo wzrostu PKB w
UE, naszego głównego partnera handlowego, wynosiło przeciętnie rocznie
około 1 proc. Gospodarka Polski rozwijała się zatem około czterech razy
szybciej niż średnio gospodarki pozostałych krajów UE. Dzięki temu różnica
pomiędzy średnim poziomem PKB na mieszkańca w UE i Polsce zmniejszyła się o
19 punktów procentowych, czyli o 1,9 punktu procentowego rocznie.
W ubiegłym roku średnie tempo wzrostu PKB w UE wyniosło około 2 proc.,
czyli różnica zmniejszyła się do 0,8 punktu procentowego. Oznacza to, że w
ubiegłym roku, po raz pierwszy od momentu przystąpienia do UE, różnica
pomiędzy wielkością PKB na mieszkańca UE i Polski praktycznie rzecz biorąc
nie zmniejszyła się. Czyżby absurdalne sugestie wicepremiera dotyczące
błędów w liczeniu PKB w roku 2014 i 2015 miały na celu obniżenie bazy dla
wzrostu PKB w roku 2016 i tym samym nieznaczną poprawę niezbyt korzystnego
obrazu osiągnięć PiS w zakresie wzrostu gospodarczego w tym roku?
Transfery płyną za granicę szerszą strugą
Drugim zasadniczym przedmiotem krytyki kierowanej przez PiS pod adresem
wcześniejszych rządów było nadmierne uzależnienie polskiej gospodarki od
kapitału zagranicznego. Wicepremier Morawiecki pisał w „Planie na rzecz
odpowiedzialnego rozwoju", że polska gospodarka ponosi olbrzymie koszty na
rzecz kapitału zagranicznego z tytułu transferu dywidend, udziału w zyskach
i odsetek od długu w wysokości około 95 mld zł rocznie. W bardziej żywym
języku przedwyborczej propagandy było to przejawem jawnej grabieży Polski,
odbywającej się za przyzwoleniem czy wręcz przy współudziale rządzącej
wcześniej ekipy.
Zobaczmy zatem, jak sytuacja w tym względzie zmieniła się w trakcie
ostatniego roku. Ponieważ brak jest jeszcze danych dotyczących bilansu
płatniczego za cały rok 2016, więc posłużymy się danymi za trzy pierwsze
kwartały, które mogą stanowić dobre przybliżenie danych za cały rok.
Międzynarodowa pozycja inwestycyjna netto Polski (różnica między
zagranicznymi inwestycjami w Polsce a polskimi inwestycjami za granicą)
była ujemna i wynosiła na koniec 2015 roku 1 123 117 mln, natomiast na
koniec trzeciego kwartału roku 2016 wzrosła do 1 138 870 mln zł, czyli o 15
753 mln zł. Pogorszenie międzynarodowej pozycji inwestycyjnej netto kraju
trudno oczywiście zaliczyć do zjawisk pozytywnych, zwłaszcza jeżeli jednym
z najważniejszych priorytetów polityki gospodarczej miało być ograniczenie
uzależnienia gospodarki od kapitału zagranicznego.
Dane dotyczące bilansu płatniczego za trzy pierwsze kwartały roku 2016
pokazują nie tylko pogorszenie międzynarodowej pozycji inwestycyjnej, ale
także wzrost transferów na rzecz zagranicznych inwestorów. W trakcie trzech
pierwszych kwartałów roku 2015 kwota tych transferów wyniosła 44 464 mln
zł. W trakcie trzech pierwszych kwartałów ub. roku transfery te osiągnęły
52 877 mln zł, czyli wzrosły o 8 413 mln zł (a więc o 20 proc.).
Można zatem stwierdzić, że w trakcie pierwszego roku rządów PiS stopień
uzależnienia Polski od kapitału zagranicznego nie tylko nie zmniejszył się,
ale wzrósł, a konsekwencją tego jest wzrost transferów dla inwestorów
zagranicznych, nazywanych w kampanii wyborczej grabieżą narodu polskiego
przez międzynarodową finansjerę. Jak zatem nazwać to, co działo się w roku
2016?
Inwestycje się skurczyły
Kolejną negatywną cechą gospodarki polskiej, na którą szczególną uwagę
zwraca wicepremier Morawiecki, jest niski udział inwestycji w PKB.
Wicepremier słusznie uważa, że warunkiem przyspieszenia tempa wzrostu
polskiej gospodarki oraz jej modernizacji są inwestycje. Wychodząc z
założenia, że udział inwestycji w PKB jest zbyt niski, wicepremier
Morawiecki przyjął ambitne zadanie zwiększenia tego udziału do 25 proc. W
jakim stopniu osiągnięto ten ważny cel? Otóż, w roku 2016 udział inwestycji
w PKB wyniósł 18,5 proc., co w porównaniu z rokiem 2015, w którym udział
ten wynosił 20,1 proc., oznacza spadek o 1,6 punktu procentowego.
Można zatem stwierdzić, że polska gospodarka w pierwszym roku dobrej zmiany
nie tylko nie rozwijała się szybciej niż w okresie, w którym, zdaniem
obecnie rządzących, została doprowadzona do ruiny, ale również perspektywy
jej szybszego wzrostu w przyszłości, zwłaszcza wzrostu finansowanego
wewnętrznymi źródłami, nie są zbyt optymistyczne, jeżeli uwzględnimy, że
według dostępnych informacji i szacunków najbardziej aktywną grupą
inwestorów w ub. roku były firmy z kapitałem zagranicznym.
Rósł dług Skarbu Państwa
Nadmierne zadłużenie sektora finansów publicznych było kolejnym przedmiotem
krytyki poprzedników przez rządzącą obecnie koalicję. Jak zatem wyglądają
osiągnięcia obecnego rządu w tym zakresie? Ponieważ nie ma jeszcze pełnych
danych za rok 2016, toteż posłużymy się danymi za 11 miesięcy.
W trakcie pierwszych 11 miesięcy 2016 roku dług Skarbu Państwa zwiększył
się o 88 789,3 mln zł, czyli najwięcej w porównywalnym czasie w całym
okresie transformacji. Prawdopodobnie nieco mniej wzrosło zadłużenie
sektora finansów publicznych ze względu na oszczędności w samorządach,
niemniej w trakcie trzech pierwszych kwartałów ubiegłego roku zadłużenie
tego sektora wzrosło o 62 279,9 mln zł i zapewne do końca roku wzrośnie co
najmniej o dodatkowe 20 mld zł, zwłaszcza gdyby okazało się, że
przyspieszyły inwestycje samorządowe.
Budżet na ten rok ma zamknąć się deficytem sięgającym niemal 60 mld zł.
Trudno zatem oczekiwać, że rok 2017 będzie rokiem oddłużaniu państwa
polskiego. Wręcz przeciwnie, ze względu na wzrost wydatków socjalnych,
oczekiwany wzrost nakładów inwestycyjnych sektora publicznego, a także na
bardzo ambitne założenia w zakresie poprawy ściągalności podatków istnieje
ryzyko przekroczenia planowanego deficytu, co grozi przekroczeniem
konstytucyjnych relacji długu do PKB. Twierdzenie, że sytuacja sektora
finansów publicznych uległa w minionym roku poprawie, trudno byłoby uznać
za odpowiadające prawdzie.
Bezrobocie na szczęście zmalało
Aby nie być posądzonym o stronniczość, wskażę także to, co należy zaliczyć
do sukcesów obecnego rządu. Chodzi mianowicie o bezrobocie. Stopa
bezrobocia wyniosła na koniec 2016 roku 8,3 proc. i była najniższa w całym
okresie transformacji.
Aby jednak nie popaść w stan nadmiernego samozadowolenia, należy zwrócić
uwagę na niepokojące zjawiska, jakie pojawiły się na rynku pracy. Liczba
bezrobotnych zmniejszyła się w trakcie 2016 roku o 228 tys., równocześnie
liczba pracujących w gospodarce zwiększyła się o 350 proc. W tym samym
czasie liczba biernych zawodowo zwiększyła się o 93 tys. osób. Wynika z
tego, że liczba zatrudnionych obywateli polskich zwiększyła się w roku 2016
o około 135 tys. Pozostałe 215 tys. to imigranci, głównie z Ukrainy.
Te liczby kryją w sobie duże zagrożenie dla polskiej gospodarki na
najbliższą przyszłość. Od października tego roku obniżony zostanie wiek
emerytalny, co może oznaczać, że na emeryturę może przejść w tym roku dwa
razy więcej osób niż w roku poprzednim. Równocześnie istnieje
prawdopodobieństwo zniesienia wiz dla Ukraińców w całej UE, co może skłonić
znaczną część tych, którzy obecnie przebywają i pracują w Polsce, do
przeniesienia się do Niemiec czy innych krajów UE. Gdyby te dwa efekty
wystąpiły w tym i przyszłym roku z pełną siłą, to byłaby to katastrofa dla
polskiej gospodarki o trudnych do wyobrażenia skutkach. Przynajmniej w
połowie skutki te należałoby przypisać „dobrej zmianie".
Prof. dr hab. Jan Czekaj był w latach 2003–2010 członkiem Rady Polityki
Pieniężnej, obecnie wykłada na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie i w
Wyższej Szkole Ekonomii i Informatyki w Krakowie
-----------------
Pozdrawiam niestety
piotrs
---
Ta wiadomość została sprawdzona na obecność wirusów przez oprogramowanie antywirusowe Avast.
https://www.avast.com/antivirus